poniedziałek, 11 maja 2015

Miranda
Witam, mam dzisiaj taką pustkę w głowie. W ogóle nie najlepiej się czuję, mam nadzieję że to przesilenie wiosenne, które wierzę może trwać długo. Okropnie nic mi się nie chce, ale to tak zupełnie nic, nawet spać. Energii brakuje, nie lubię tak się czuć. Zatem pozdrawiam.

1 komentarz:

  1. Warto przeczytać jak inne kobiety przeżywają choroby przewlekłe. Pewna chora kobieta na toczeń (bardzo poważna choroba autoimmunologiczna) napisała:
    Będzie refleksja na miarę Seksu w wielkim mieście.
    W poniedziałek zostałam zaproszona na spotkanie grupy samorozwojowej dla kobiet po rozwodzie. Wszyscy wiedzą, jakie mam podejście do takich motywacyjnych nasiadówek, ale że prowadzi to moja serdeczna koleżanka, więc się zgodziłam. Pierwsze pół godziny siedzimy i narzekamy, co jest trudne, co przeszkadza, co niepokoi, jakie mamy lęki… jakie mamy kurwa lęki… Wstaję i mówię – chodźcie potańczymy. Włączyłam OMI – Cheerleader.
    https://www.youtube.com/watch?v=i1Jp-V4jalI
    I teraz taka sytuacja – dwanaście dorosłych kobiet, po przejściach, doświadczonych, więc ze świadomością tego, że były już podziwianie, kochane, pożądane, ale i odrzucane, ośmieszane, lekceważone… stoi i patrzy na mnie z niepokojem. Mówię, żeby się wyluzowały i poczuły się dobrze ze sobą, kręcę biodrami, podskakuję… a one stoją… Kobiety, które nie są w stanie pokręcić biodrami. Czy naprawdę faceci są w stanie nas oduczyć kręcenia biodrami?!?!?! Wreszcie coś zaskoczyło – poskakałyśmy, poklaskałyśmy, pomachałyśmy rękami, więc zdobyłam się na moją życiówkę – motywacyjna gadka Kotarby: Pewnie, że boli, powiem na przykładzie swojej choroby – bywam traktowana jak numer pesel z określonymi objawami, rozcinają mi mostek, kroją, cewnikują, wpinają wenflony, podłączają kroplówki, szprycują lekami, choroba odbiera poczucie bezpieczeństwa, a nawet czasem godności, człowiek staje się symptomami i nie umie odnaleźć siebie, nie może realizować swoich marzeń, boi się, ma te pieprzone lęki, ale to nie znaczy, że trzeba usiąść i ciągle o tym mówić, analizować i rozważać, co bolało mocniej, gdzie mam teraz nadżerkę, gdzie mnie piecze i który staw mi puchnie... Pogadajmy, co zrobić, aby bolało mniej – zainwestujmy w drobne przyjemności, w znajomości z fajnymi ludźmi, potańczmy, idźmy na spacer, napijmy się kawy, namalujmy obraz, śmiejmy się głośno, bądźmy autentyczni, szczerzy ze sobą i ze światem, wybaczajmy, nie trzymajmy urazy, nie analizujmy, dbajmy o siebie. Wtedy nawet gdy boli, to wiadomo, że to przejściowe, bo zawsze można zrobić coś, by bolało mniej… Zawsze. Choćby przytulić się do psa.
    Mhm… tak więc – cytując klasyka – świat jest zagadką łagodną, a nasze szaleństwo czyni je strasznym, gdyż chce objaśnić według swojej prawdy. Naprawdę nie warto objaśniać świata według swoich prawd.
    PS. Absolutnie nie neguję przeżywana złości, żalu i rozczarowania... analizujmy, ale nie stale, bójmy się, ale nie non stop, ale tak, czy owak wszystkiego nie zrozumiemy, więc ja bym tak do bólu jednak nie analizowała, nie można iść do przodu ciągle patrząc za siebie...

    OdpowiedzUsuń